Nowy Jork- zwiedzamy cz.2
Wszyscy,którzy nas dobrze znają, wiedzą,że naszymi dwoma ulubionymi słowami są słowa ZA DARMO.
Albo chociaż półdarmo.
Więc kiedy usłyszeliśmy,że możemy zobaczyć Statuę Wolności, symbol Nowego Jorku, jedną z pierwszych rzeczy, które widzimy w głowie na dźwięk słowa "Ameryka"..i możemy ją obejrzeć z prawie bliska, płynąc naprawdę,ale to naprawdę darmowym promem, i że nie ma tu żadnego haczyka..Chyba wiecie jacy szczęśliwi byliśmy. Od razu wczytaliśmy się w temat i już chcieliśmy biec na ten prom i już myśleliśmy na co przeznaczymy zaoszczędzone pieniądze i byliśmy tak oszołomieni,że oto my, dwójka, co tu dużo ukrywać, Januszy, mamy takie szczęście i chyba nikt nam nie uwierzy, bo chcieliśmy podróżować tanio,ale zobaczyć z bliska Statuę Wolności, no to już jest spełnienie amerykańskiego snu,a już na pewno naszego polskiego snu o tym,że nie zbankrutujemy, jak prorokował mój kochany tata, kiedy nas żegnał i pytał, czy na pewno wiemy, gdzie lecimy i ile tam wszystko kosztuje, bo na pewno nie tyle, ile w lewiatanie w Sułkowicach, bo "Nowy Jork to nie Sułkowice, zdajecie wy sobie z tego sprawę?" dopytywał jeszcze mój zatroskany ojciec.
Już wykręcałam jego numer telefonu,że może i nie Sułkowice,ale promocje mają tu lepsze niż w niejednej biedronce w naszej okolicy,kiedy coś do mnie dotarło.
I było to straszne, bo to coś mówiło mi "Kobieto, wydaj te parę dolarów i zobacz te Statuę, którą widziałaś w każdym amerykańskim filmie,a w samym "Kevinie" z milion razy, wydaj te parę dolarów i nie płacz, a zobacz, bo może warto", a drugi głos dopowiadał "zrobisz ładniejsze zdjęcia, to i fejm większy będzie".
Z 10 minut śmiałam się sama do siebie,że ja o tym pomyślałam, jaki bilet, jaka Statua, kiedy ja się cieszę,że mi zupkę chińską przecenili ze złotówki na 85 groszy i ja teraz lekką ręką wydam na coś, co mogę mieć prawie za darmo? Ale jakoś tak sobie pomyślałam,że może nie wejdę do pochodni tego monumentu, jak to zrobił Michael Jackson w "Black or white", ale że będę tak blisko, no i w sumie to może nie zbankrutujemy, a tym darmowym promem to i tak popłyniemy, ba, codziennie będziemy nim pływać, ale ten raz, jeden jedyny, trzeba poczuć,że jest się w tej wielkiej Ameryce no i gdzie jest lepsze na to miejsce, jak nie na Liberty Island (dobra, tak naprawdę chciałam mieć większy fejm i się oznaczyć,że oto Edzia jest w tym i tym miejscu z tym i tym użytkownikiem, czyli swoim mężem :D).
Nieśmiało zaproponowałam to Marcinowi, który był oszołomiony, tym co słyszy, z 15 minut zastanawiał się, czy Bóg mnie nie opuścił i czy mu żony nie podmienili na lotnisku,ale w końcu postanowione-płacimy, do końca wyjazdu jedna kawa na dwóch (i słowa dotrzymaliśmy :D) i płyniemy.
My płyniemy. My, sknery, Janusze turystyki, my oto nagle z Sułkowic pod Malikówką wylądowaliśmy na całkowicie płatnym promie, który cumuje na Liberty Island.
Ok, płakaliśmy 20 minut z żalu za utraconymi 37 dolarami, bo jeden bilet kosztował 18.50 $. Dopóki prom nie wypłynął zdążyliśmy się pokłócić z 10 razy, czyj to był w ogóle pomysł, braknie nam pieniędzy do końca wyjazdu, bo te co właśnie je oddaliśmy przemiłej Pani bileterce miały być na obiad, także najedzmy się widokami, bo do jutra nic innego nie mamy. Patrzyliśmy jak darmowy prom na Staten Island, który faktycznie mija statuę, odpływa i pytaliśmy siebie nawzajem, dlaczego nas tam nie ma, co my będziemy robić na tej wyspie, na jedno by wyszło, włączyłoby się zoom w aparacie i nikt by się nie zorientował,że my tylko koło tej naszej statuy przepływaliśmy.
I tak się przegadywaliśmy, prom płynął, nas bolały serca, ja się zastanawiałam, czy bułka,którą mam w bagażu jest jeszcze świeża, ale nagle ....
<3
Albo chociaż półdarmo.
Więc kiedy usłyszeliśmy,że możemy zobaczyć Statuę Wolności, symbol Nowego Jorku, jedną z pierwszych rzeczy, które widzimy w głowie na dźwięk słowa "Ameryka"..i możemy ją obejrzeć z prawie bliska, płynąc naprawdę,ale to naprawdę darmowym promem, i że nie ma tu żadnego haczyka..Chyba wiecie jacy szczęśliwi byliśmy. Od razu wczytaliśmy się w temat i już chcieliśmy biec na ten prom i już myśleliśmy na co przeznaczymy zaoszczędzone pieniądze i byliśmy tak oszołomieni,że oto my, dwójka, co tu dużo ukrywać, Januszy, mamy takie szczęście i chyba nikt nam nie uwierzy, bo chcieliśmy podróżować tanio,ale zobaczyć z bliska Statuę Wolności, no to już jest spełnienie amerykańskiego snu,a już na pewno naszego polskiego snu o tym,że nie zbankrutujemy, jak prorokował mój kochany tata, kiedy nas żegnał i pytał, czy na pewno wiemy, gdzie lecimy i ile tam wszystko kosztuje, bo na pewno nie tyle, ile w lewiatanie w Sułkowicach, bo "Nowy Jork to nie Sułkowice, zdajecie wy sobie z tego sprawę?" dopytywał jeszcze mój zatroskany ojciec.
Już wykręcałam jego numer telefonu,że może i nie Sułkowice,ale promocje mają tu lepsze niż w niejednej biedronce w naszej okolicy,kiedy coś do mnie dotarło.
I było to straszne, bo to coś mówiło mi "Kobieto, wydaj te parę dolarów i zobacz te Statuę, którą widziałaś w każdym amerykańskim filmie,a w samym "Kevinie" z milion razy, wydaj te parę dolarów i nie płacz, a zobacz, bo może warto", a drugi głos dopowiadał "zrobisz ładniejsze zdjęcia, to i fejm większy będzie".
Z 10 minut śmiałam się sama do siebie,że ja o tym pomyślałam, jaki bilet, jaka Statua, kiedy ja się cieszę,że mi zupkę chińską przecenili ze złotówki na 85 groszy i ja teraz lekką ręką wydam na coś, co mogę mieć prawie za darmo? Ale jakoś tak sobie pomyślałam,że może nie wejdę do pochodni tego monumentu, jak to zrobił Michael Jackson w "Black or white", ale że będę tak blisko, no i w sumie to może nie zbankrutujemy, a tym darmowym promem to i tak popłyniemy, ba, codziennie będziemy nim pływać, ale ten raz, jeden jedyny, trzeba poczuć,że jest się w tej wielkiej Ameryce no i gdzie jest lepsze na to miejsce, jak nie na Liberty Island (dobra, tak naprawdę chciałam mieć większy fejm i się oznaczyć,że oto Edzia jest w tym i tym miejscu z tym i tym użytkownikiem, czyli swoim mężem :D).
Nieśmiało zaproponowałam to Marcinowi, który był oszołomiony, tym co słyszy, z 15 minut zastanawiał się, czy Bóg mnie nie opuścił i czy mu żony nie podmienili na lotnisku,ale w końcu postanowione-płacimy, do końca wyjazdu jedna kawa na dwóch (i słowa dotrzymaliśmy :D) i płyniemy.
My płyniemy. My, sknery, Janusze turystyki, my oto nagle z Sułkowic pod Malikówką wylądowaliśmy na całkowicie płatnym promie, który cumuje na Liberty Island.
Ok, płakaliśmy 20 minut z żalu za utraconymi 37 dolarami, bo jeden bilet kosztował 18.50 $. Dopóki prom nie wypłynął zdążyliśmy się pokłócić z 10 razy, czyj to był w ogóle pomysł, braknie nam pieniędzy do końca wyjazdu, bo te co właśnie je oddaliśmy przemiłej Pani bileterce miały być na obiad, także najedzmy się widokami, bo do jutra nic innego nie mamy. Patrzyliśmy jak darmowy prom na Staten Island, który faktycznie mija statuę, odpływa i pytaliśmy siebie nawzajem, dlaczego nas tam nie ma, co my będziemy robić na tej wyspie, na jedno by wyszło, włączyłoby się zoom w aparacie i nikt by się nie zorientował,że my tylko koło tej naszej statuy przepływaliśmy.
I tak się przegadywaliśmy, prom płynął, nas bolały serca, ja się zastanawiałam, czy bułka,którą mam w bagażu jest jeszcze świeża, ale nagle ....
<3
Taki, absolutnie cudowny widok, zamknął nam nasze buzie. No, prawie-bo ja, ja musiałam podkreślić,że oto dzięki mojej myśli,która mi zaświtała w głowie możemy widzieć coś tak pięknego, a wtedy Marcin kontrował,że z darmowego promu widać tak samo :D
Na pokładzie zobaczyłam parę w świetnych czapeczkach, imitujących koronę Pani wolności i jak zwykle w takich momentach, obudziło się we mnie dziecko z serii "Marcin, ja też chcę taką czapeczkę, kup mi czapeczkę, zobacz jaka fajna, Marcin, Marcin, proszęęęęęęęęę", bo na chwilę zapomniałam,że jesteśmy biedni i dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą, kiedy usłyszałam Marcinowe "za wszy i drobny łupież" i już myślałam,że czas pożegnać się z marzeniami o czapeczce, ale tonący brzytwy się chwyta (nie wiem, czy to dobre określenie w czasie podróży statkiem :D) i postanowiłam zrobić awanturę, jak typowa pięciolatka w sklepie z lalkami.
Naprawdę.
I nie jest mi wstyd :D
Szarpałam Marcinem przed Panem sprzedającym te czapeczki, na statku, Marcin, no proszę,żałujesz mi tych 10 dolarów ("ileeee?!!!), każdy ma czapeczkę, ja też chce, zawsze o takiej marzyłam, no kup mi,kup mi, czaaaaapeczkaaaaa :D
Ugiął się i kupił (cóż za błąd wychowawczy :D).
Ugiął się, kupił, a potem kazał mi się do niego nie zbliżać na odległość 1 kilometra, ale byłam tak szczęśliwa jako Edzia- Statua,że już mnie to nie obchodziło.
Uważam,że w tej czapeczce i bluzce z myszką miki wyglądałam czarująco i poważnie, jak na 27latkę przystało. Zresztą, do Marcina chyba też dotarło,że prawie korona Statuy gwarantuje popularność na fejsie:
Ale dość o nas, czas skupić się na NIEJ. Jest piękna, dostojna i bardzo, bardzo dumna. Trochę przyrdzewiała, ale starość nie radość.
Jest dokładnie taka jak w filmach :D Fajna z niej babeczka :)
Powtórzę to, co pisałam w poprzednim poście: nie wierzyłam,że tutaj jestem i patrzę na to własnymi oczami.
I naprawdę mnie to wzruszyło.
A jeszcze bardziej ujęło mnie to,że w cenie biletu było jeszcze przepłynięcie z Liberty na Ellis Island-wyspę, na której w latach 1892-1924 przyjmowano imigrantów przypływających do Stanów Zjednoczonych (tablica, która upamiętnia te wydarzenia zawiera bardzo dużo polskich lub polsko brzmiących nazwisk).
Piękniejszego widoku na Manhattan nie ma chyba nigdzie indziej.
Spędziliśmy na tych obu wyspach prawie trzy godziny i nie żałujemy,ani tego czasu,ani wydanych pieniędzy.
Co do darmowego promu, który płynie na Staten Island, to owszem, jest darmowy, bo jest środkiem komunikacji, który łączy tę wyspę i Manhattan, faktycznie przepływa koło statuy, ale muszę to napisać-nie jest to to samo, co być tak blisko. Chociaż popołudniami widok jest naprawdę piękny.
A wieczorem można i napawać się takimi widokami:
Tego samego wieczoru poszliśmy jeszcze na Times Square, ale tutaj przyznam szczerze-rozczarowało mnie to miejsce.
Nie oślepłam od neonów,a chyba myślałam,że doznam jakiegoś szoku i zrobię wielkie "wooooooow", ale tak niestety nie było.
To jest moje zdecydowanie największe rozczarowanie w czasie tego wyjazdu.
Czy ja kiedyś skończę pisać o tej podróży poślubnej? ;) Bo miałam taki zamiar dwa dni temu,ale nie zanosi się :)
Jeszcze jeden post będziecie musieli przeżyć :) Obiecuję,że już ostatni :)
Komentarze
Prześlij komentarz