Podróż za pasztet, czyli skąd Wy macie na to wszystko pieniądze?!


Jest 22 września 2017 roku.
Piątek.


Jesteśmy świeżo po powrocie z podróży poślubnej. Marcin zgrywa zdjęcia z Nowego Jorku i pyta średnio co 15 minut pokazując na wybraną fotografię, czy pamiętam to miejsce i że równo tydzień temu właśnie tam byliśmy. Pamiętam (a gdyby było inaczej i tak bym powiedziała,że pamiętam, Marcin czasem potrafi drążyć temat :D) , ale myślami jestem już gdzie indziej, bo w związku z podróżą mam prawie dwutygodniowe zaległości w szukaniu dobrych okazji :D A polowanie na bilety to jest chyba swojego rodzaju uzależnienie, więc Marcin prowadzi monolog o ponad tysiącu (naprawdę !) zdjęć wieżowców (tak, pamiętam te bryły, trudno zapomnieć,że przy niektórych budynkach staliśmy po 20 minut, bo Marcin robił ujęcia z różnych perspektyw, a jak skończył robić zdjęcia nakręcał filmy :D) , a ja niczym wygłodniały okazjoholik sprawdzam gdzie by tu znów wyjechać, bo póki co mamy w planach tylko Sycylię,  a jest już wrzesień, zaraz będzie październik, potem święta i bum- nowy rok, jeśli czegoś nie zaplanuję to nie będę sobą.

I tu kryje się odpowiedź na pytanie, które zdarza nam się czasami usłyszeć (ale nie za często, jeszcze nie jesteśmy tacy sławni),no dobra, tylko raz ktoś zapytał, ale odpowiem i tak.
Co ja mam z tym planowaniem :D?

Zdaję sobie sprawę jak czasem życie nas zaskakuje (często niestety negatywnie) i że może nie trzeba wszystkiego planować aż do emerytury, ale ja to po prostu uwielbiam.
Planuję nasze podróże, wydatki, budżet domowy na rok z góry,a nawet to, co będziemy jeść na obiad przez najbliższy tydzień, a co za tym idzie jak rozplanować listę zakupów :D :D
Co z tego mam (oprócz nerwicy i budzenia się w środku nocy,że chyba pomyliłam obiady i dziś powinien być rosół zamiast pomidorowej? Żartuję, wszystko mam zapisanie w kajeciku, który dostałam od siostry (wie,że mam na tym punkcie hopla :D)

Z planowania podróży radochę. To jest banalne,ale prawdziwe-ilekroć mam gorszy dzień, bo znów wszystkie mleka z promocji o mojej ulubionej nazwie "festiwal mleka" (jest świetna, nie wiem kto to wymyśla :D)  w biedronce zostały wykupione zanim ja przyjechałam tam na zakupy:D myślę sobie, no stress. Byle do wyjazdu. To samo tyczy się nerwów w pracy i innych codziennych nie do końca dobrych dla mojego samopoczucia sytuacji.
Z planowania wydatków-spokojną głowę. Jak już kiedyś pisałam, prędko w rankingu "Forbesa" nas nie zobaczycie, zarabiamy "normalne" pieniądze jak większość ludzi w tym kraju i nie wyobrażałam sobie przy pomyśle ubiegłorocznego wyjazdu do Stanów,że nie będziemy starali się uszczelnić naszych wydatków i jakoś sensownie rozplanowywać budżetu domowego. Niestety, oprócz podróży trzeba jakoś żyć, płacić rachunki, coś jeść, a czasem i zrobić jakiś remont w domu. Ba! Dobrą sytuacją byłoby mieć jakieś parę złotych oszczędności na czarną godzinę, kiedy trzeba kupić mleko w regularnej cenie, bo znikąd festiwali :D. Nie wiem, czy kogoś obchodzi jak tworzę tygodniowy jadłospis domowy w oparciu o cenę kilograma łopatki wieprzowej jeśli jest na jakiejś sensownej promocji :D :D , ale jeśli tak, to chętnie zrobię o tym osobny wpis.
Kontrolowanie naszych wypłat (tak, kontroluję również wypłatę męża mego, oczywiście to dla naszego dobra :D) przyniosło nam także trochę oszczędności. Nie kupujemy już tak kompulsywnie jak zdarzało nam się to kiedyś ( normalnie brzmi to tak, jakbyśmy przechodzili na minimalizm, ale chyba trochę tak jest :D). Zabrzmię tu chyba jak jakiś kołcz za dychę, ale oszczędzanie to jest coś, czego można się nauczyć i czego nauczyć się po prostu warto. Z ręką na sercu muszę napisać,że gdybyśmy nie siadali do naszych paragonów i rozpiski budżetu na miesiąc z góry to nie wiem, czy udało by nam się podróżować w taki sposób, w jaki robimy to teraz. Zdarza się,że nawet jeśli wpadnie jakaś okazja to i tak z niej nie skorzystamy, bo mamy zaplanowane inne wydatki, a żelazna zasada brzmi-żadnych pożyczek, żadnych kredytów i żadnych długów, bo "musimy wyjechać na parę dni odpocząć" :D :D

Parę lat temu zarabialiśmy mniej, a kończyliśmy jeszcze studia więc wiedzieliśmy,że nie ma co porywać się z motyką na słońce i nie dla nas Ameryki i Nowe Jorki-wtedy patrzyliśmy w inne kierunki, organizowaliśmy sobie jednodniowe wypady do Berlina, Pragi, Mediolanu. Urlop spędzaliśmy nad Bałtykiem i do dziś uważamy,że nigdzie nie ma piękniej.

O oczywistych rzeczach, jak lot tylko z bagażem podręcznym (wyjątkiem była podróż do Nowego Jorku) i bez dodatków w postaci kupowania miejsca przy oknie, dodatkowego jedzenia itp, sprzedawania niepotrzebnych rzeczy z domu (ale tylko jak allegro wrzuca darmowe wystawienia :D), gotowaniu obiadów w domu i zabieraniu tego, co zostanie do pracy, a także o aktywnej podeszwie (która jest hitem tego bloga :D) może nie będę za długo pisać, bo nie skończyłabym tego wpisu do jutra.

Jedną rzecz muszę napisać i mam nadzieję,że nie stracę za dużo lajków - nie istnieje coś takiego, jak podróżowanie całkowicie za darmo. Ale nieprawdą jest też stwierdzenie,że podróże kosztują miliony i są zarezerwowane tylko dla mocno majętnych ludzi. Żeby spełniło się moje wielkie marzenie o Nowym Jorku musiałam po prostu wejść na drogę wyrzeczeń i regularnego oszczędzania (hasło "nie mam z czego oszczędzać" to jakiś wciąż pokutujący mit).

Nie żałuję :) !



10 nawyków, dzięki którym do "dziesiątego" zostaje nam zawsze trochę grosza:D

1) Jak kilka linijek wyżej-robimy zakupy z góry na tydzień. Przynajmniej te "obiadowe". Rozpisuję sobie co danego dnia będę robiła na obiad,z uwzględnieniem tego na którą godzinę idę do pracy, a także tego,żeby codziennie nie jeść ziemniaków :D Mięso, które kupuję,albo pierogi,które lepię,a nawet chleb wrzucam do zamrażalki. To co z obiadu zostaje grzeję następnego dnia na śniadanie, albo biorę do pracy. Albo...robię kolejny obiad, jeśli zostanie mi ziemniaków, to akurat będą na śląskie kluski :D Po prostu kombinuję.  Jedzenia nie marnuję, chyba bym się zapłakała, gdyby przyszło mi cokolwiek wyrzucić :D Co zyskuję? Poza pieniędzmi, bo zawsze kupowałam coś "przy okazji" lub miałam niedokładną listę (albo nie miałam wcale)  przede wszystkim też czas-nie chodzę na zakupy dzień w dzień. Nad taką listą trochę myślę. Wiadomo, chciałabym codziennie robić wołowinę,ale nasz budżet by tego chyba nie wytrzymał. :D

2)Co tydzień zerkam na strony w internecie, na których zebrane są gazetki promocyjne ze wszystkich sklepów i porównuję ceny, a potem w oparciu o to tworzę jadłospis i listę zakupów. Może to być strona gazetki-promocyjne.net.pl lub każda inna, aktualizowana na bieżąco.

3) Kupuję używane ubrania (nie wszystkie, ale zdecydowaną większość na czele z kurtką zimową),bo kocham buszować po ciucholandach,kupuję także używane książki i płyty. Czasem zerkam na bonito.pl i łapię promocję, jeśli jest wystawiona książka, która mnie interesuje. Mam swoje ulubione i sprawdzone kosmetyki  które i tak ograniczam (widać :D) i perfumy. Kupuję nowe opakowania zawsze, kiedy zużyje poprzednie (co do kropelki). Jestem obojętna na promocje w drogeriach (o co dawniej było ciężko).

4) Nie jadam na mieście (chyba,że Marcin weźmie mnie na randkę do McDonalda :D), nie kupuję kawy na wynos, całkowicie zrezygnowałam z kupna prasy (chociaż to był punkt, którego najbardziej było mi żal, ale niestety na same gazety miesięcznie wydawałam niekiedy nawet 100 zł).

5) Trzymam się budżetu i rozpiski chociażby nie wiem co. Jak powiedziałam,że będzie pomidorowa to będzie pomidorowa, żadna inna.

6) Wszystko, co jest mi już niepotrzebne wystawiam na portalach typu allegro lub olx. Od ubrania, po płyty, książki,a nawet okuwany kwietnik (nie chce ktoś kupić? :D)

7) Zbieram paragony,żeby wiedzieć ile mniej więcej miesięcznie wydajemy na jedzenie i chemię (proszki, płyny itp).

8) Oszczędzamy....w podróży :D Naprawdę. Jeśli tylko mamy możliwość wozimy ze sobą herbaty w torebkach, zupki chińskie, gorące kubki, pasztety, konserwy, kawy 3w1.

9)Cała podróż jest zaplanowana, tak jak nasz budżet-przed wylotem szukamy miejsc z tanim jedzeniem,sklepów w których można tanio zrobić zakupy, informacji o cenach komunikacji miejskiej, muzeów itp. Na spontanie to możemy wyjechać w Tatry :D Nie dalej (chociaż i te wypady planujemy jak wyprawy w Himalaje :D)

10) Nie kłócimy się o pieniądze. Chyba nigdy nam się to nie zdarzyło i życzyłabym sobie,żeby tak zostało. Każde z nas wie ile zarabia drugie, do opracowania budżetu siadamy razem, jeśli ktoś ma jakąś zachciankę inną niż podróż (ja nie mam, ale mój małżonek wymyślił ostatnio słuchawki :D) to bierzemy to pod uwagę i wpisujemy w budżet. Pieniądze rozdzielamy tak,żeby były wspólne, ale żeby każdy miał też coś na swoim własnym koncie. Sprawdza się :) !

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

FUERTEVENTURA/ PÓŁNOC, czyli "Dyśka, wymyśliłem super rymowankę".