"Marcin, jestem głodna!" Nowy Jork- zwiedzamy cz.3

Pamiętam taką historię: Wracaliśmy z Wilna i mieliśmy przesiadkę na Okęciu. Ja już w samolocie, ledwo wylądował,  ledwo ucichły silniki, ja już wtedy, pomimo tego,że był to rejs naszym polskim "lotem" i dostaliśmy ciastko i kawę, ja, ledwo kiedy koła samolotu otarły się o polską ziemię, wiedziałam.
Osiągnęłam stan: "Jestem głodna".
Tutaj wiele o tym stanie mógłby napisać Marcin, bo kiedy jestem głodna, albo co gorsza, mam ochotę na kawę,a nie mogę jej dostać robię się nie do zniesienia.
Gaśnie mój optymizm, moja energia się ulatnia, z wesołej osoby, która przejdzie na nogach pół miasta, jeśli zaoszczędzi dzięki temu złotówkę staję się okropnym i najgorszym typem "pańci"- "Marcinie, kup nam bilet na tramwaj, dalej nie idę, jestem zmęczona, niechaj ten dyliżans zawiezie nas do najbliższego baru mlecznego".
No i ja, kiedy wysiedliśmy z tego samolotu swoje pierwsze kroki pokierowałam do mojej ulubionej restauracji McDonald's, a miałam w ręce wyliczone 5.50, bo tyle wtedy (a było to rok temu) kosztował zestaw 2 for U, z kurczakburgerem i frytkami.
Ja po prostu już w stolicy Litwy wiedziałam,że będę głodna jak tylko dolecimy do Warszawy.
I udałam się do tejże restauracji, już uśmiech się pojawił na mojej twarzy, bo jak się nie cieszyć,kiedy przede mną wizja jedzenia. I radośnie złożyłam swoje zamówienie i myślę sobie, to jest jakiś dobry dzień, bo Pan przy kasie też się roześmiał i mówi:
-Proszę Pani, to jest lotnisko.
Zatrzymajcie tę beczkę śmiechu, co za żarcik, no nie wiedziałam, wiem,że lotnisko, przed chwilą sama wysiadłam z samolotu, tam lotnisko, tu burgery, o co w ogóle chodzi. I tak przez ułamek sekundy nie rozumiałam tego żartu, dopóki nie podniosłam głowy w górę i nie zobaczyłam-olaboga-że ja tu nie dostanę żadnych zestawów za 5 zł,a i big mac nie jest na moją kieszeń.
Jeszcze jakieś resztka nadziei, która się we mnie tliła, może coś pod ladą i wydobyłam z siebie głos, którego ostatni raz używałam na odpuście z 20 lat temu, kiedy strasznie chciałam włochatego pająka-zabawkę, którego się przyciskało,a on podskakiwał, ale niestety na kramie też się skończyły:
-Nie macie tutaj 2 for U???:((

Zjadłam coś dopiero w Sułkowicach, tak długo to mi jeszcze w brzuchu nie burczało.

I tak sobie przypomniałam tę historię, kiedy lecieliśmy do Nowego Jorku i przynieśli nam obiad (dzięki Bogu :D), i tak myślałam,czy to będzie nasz jedyny posiłek w trakcie tego wyjazdu, bo jeśli na warszawskim lotnisku nie stać mnie na burgera, to co dopiero w Ameryce, co my tam będziemy jedli, 8 godzin zastanawiałam się jak rozwiązać tę kwestię. 
A sporo osób o to pyta, więc odpowiem:
Nie umarliśmy z głodu.
Kwestia rozwiązała się sama. Obok miejsca naszego noclegu był dosyć sporych rozmiarów supermarket, ceny może nie tak dobre jak w wiadomym miejscu w mojej rodzinnej miejscowości :D, ale do przeżycia. Tam co rano Marcin (który wstawał wcześniej, bo wiedział,że jak obudzę się głodna to to nie będzie dobry dzień), chodził sobie na zakupy i delektował się tymi paroma minutami świętego spokoju.
Tam zaopatrywaliśmy się w pieczywo, serki, pomidory i kawę, chociaż z wymienionych rzeczy kawa była najgorsza i co rano tęskniłam za Polską, za moją parzoną primą z moim mlekiem 2%, które nie jest wzbogacone tak ogromnymi ilościami skrobi kukurydzianej. (chyba właśnie zareklamowałam produkt, kompletnie przypadkiem,ale prima rządzi, co tu dużo mówić,ale tylko wtedy kiedy jest promocja, bo tak to tylko ford :D :D :D).
Śniadania i kolacje robiliśmy sobie sami,a obiady..Ciężko w to uwierzyć,ale obiady jadaliśmy ...zaraz obok nowego World Trade Center, w sercu Manhattanu.
Sama w to nie mogę uwierzyć,ale znaleźliśmy tam fajną, niewielką knajpkę o ładnej nazwie "Little Italy pizza", gdzie sprzedawano pizzę na kawałki po 2, 3, 4 dolary a były to takie kawałki,że jeden spokojnie nam wystarczał na parę godzin. Do wyboru były też rollsy z kurczakiem, w podobnej cenie (ok.4 dolary). Miejsce cieszy się chyba sporą popularnością wśród Nowojorczyków, bo dużo spośród nich zagląda tam na przerwie obiadowej :) 
Nas nie trzeba było przekonywać, wracaliśmy tam prawie codziennie. Czasem wpadaliśmy też na burgera do Shake Shacka (chociaż ja to bardziej na frytki z serem, pychota!) i raz zjedliśmy w Hard Rock Cafe, bo wypad tam był prezentem na moje imieniny. Mieliśmy sobie kupić tylko jedną kawę na dwóch, jak to robimy wszędzie,ale baliśmy się,że dostaniemy upomnienie, tak jak w jednej restauracji w Paryżu :D, więc w tym jednym, jedynym dniu postanowiliśmy nie robić z siebie dziadów i zaszaleliśmy.

HRC w każdym mieście robi wrażenie wystrojem i  zbiorami pamiątek, ale w Nowym Jorku...




Chciałabym napisać teraz,że my te wszystkie pizze i burgery spaliliśmy wbiegając na szczyt Empire State Building,ale niestety. Wjechaliśmy tam windą.








Bieganie za to nadrobiliśmy w Muzeum Historii Naturalnej, które pokochaliśmy za ...cenę sugerowaną, czyli "23 dolary, albo tyle ile chcesz". My daliśmy pięć za naszą dwójkę i przez 2 godziny oglądaliśmy szkielety dinozaurów, filmy o tym jak powstawały góry i Wielki Kanion, wystawy o różnych cywilizacjach i kulturach- jednym słowem, wsiąknęliśmy :) 
Ja najwięcej czasu spędziłam przed kompletnie hipnotyzującym kalendarzem słonecznym Azteków:


Marcin za to biegał z aparatem między szkieletami różnych, dziwnych stworzeń :D 



Brrr.. O wiele przytulniejszym miejscem, do jakiego weszliśmy bezpłatnie była Nowojorska Biblioteka Publiczna <3 Raj.



A tutaj ja udawałam mądrą :) 

Dwa dni wykorzystaliśmy też na wizytę na Coney Island :


I Rockaway Beach i podsumuję te obie wizyty jednym zdaniem:
Nie ma jak Bałtyk.
Dla porównania zdjęcie z Rozewia <3

Także nie ma sensu kontynuować wątku :D

Naszymi ulubionymi miejscami na odpoczynek pozostały okolice mostu :) 



Spójrzcie tylko jaki szczęśliwy był Marcin,że codziennie tam chodzimy :D 


Dlatego czasem wsiadaliśmy na darmowy prom i płynęliśmy na Staten Island, na cudowną,mrożoną kawę wypijaną na deptaku z którego roztaczały się takie widoki :)


a potem znów wracaliśmy w nasze ulubione miejsce :D 


(Marcin wbrew pozorom kochał te powroty :D).

Uff, to mój najdłuższy post, jeśli ktoś wytrwał do końca, to bardzo, bardzo dziękuję <3 !

Komentarze

  1. Wpis wpisem wiadome, że będzie zajebisty, ale uwielbiam Cię za zdj NY !:D moim marzeniem jest tam lecieć, chociaż teraz będę wiedzieć gdzie się zahaczyc o jedzenie w ludzkiej cenie xD a widoki cudowne :D was też miło widzieć :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

FUERTEVENTURA/ PÓŁNOC, czyli "Dyśka, wymyśliłem super rymowankę".